Pisałem już jakiś czas temu, że moja stara dobra hulajnoga elektryczna Segway Ninebot ES2 / ES4 wyzionęła ducha. Jej naprawa okazała się kompletnie nieopłacalna i trzeba było podjąć decyzję co dalej.

Zbierałem od dłuższego czasu pieniądze aby zagazować moją Dacię Sandero, którą poruszam się na co dzień do pracy. Ceny paliwa jak wszyscy wiedzą oszalały. Dojeżdżam do aktualnego miejsca w którym płacą mi za ZUS 16 km w jedną stronę, codziennie w czasie średnio 30 do 35 minut. Daje to 32 km dziennie, 160 km tygodniowo, 640 km miesięcznie, średnio. Koszt paliwa, przy spalaniu 9 l na 100 km to ponad 400 zł miesięcznie. Sporo.

Można oczywiście dojeżdżać czerwonym. Tyle, że do najbliższego przystanku mam prawie 1,5 km, a autobus jedzie ok 50 minut… do tego jest zawsze nabity po korek. O tym że musiałbym wychodzić z domu ponad godzinę wcześniej niż dojeżdżając autem już nawet nie wspominam, ani o tym że w domu byłbym półtorej godziny później, z uwagi na rozkład jazdy autobusu.  Bilet miesięczny to jakieś 99 zł. Zdecydowanie taniej, więc jeśli pogodzić się z tym że trzeba kawał iść z buta oszczędność byłaby znaczna.

Dodam, że zarabiam tylko ciut powyżej pensji minimalnej, więc każde 100 zł to bardzo duże pieniądze dla mnie.

Pod koniec lutego wyciągnąłem z piwnicy wspomnianą hulajnogę Ninebot. Gdy tylko zrobiło się ciut cieplej, zacząłem nią dojeżdżać do fabryki. Okazało się to strzałem w dziesiątkę. Dojazd jest bliższy i szybszy. Po drogach rowerowych mam 11 zamiast 16km. Jadę 20 minut zamiast pół godziny. Nie stoję w korkach i nie wydaję pieniędzy na paliwo.

Koszt ładowania hulajnogi to bardzo mocno zaokrąglając złotówka dziennie, czyli 20 zł miesięcznie. Faktycznie jest to nawet mniej, gdyż ładowarka pobiera max 0,5 kW na jedno ładowanie czyli jakieś 35 groszy, więc wychodzi 10 zł miesięcznie, ale zaokrąglam to w górę bo nie mierzyłem dokładnie.

Hulajnoga ma pewne ograniczenia oczywiście. Nie pojadę gdy bardzo silnie wieje wiatr , a w Gdańsku często silnie wieje. Nie pojadę w deszczu z uwagi na możliwość uszkodzenia sprzętu od deszczu, oraz przede wsztskim bezpieczeństwo. Hulajnoga na śliskiej nawierzchni jest mocno niebezpieczna. Już kiedyś dwa razy zaliczyłem konkretną glebę, gdy uśliznęło mi się koło…

Mimo to, znalazłem ten sposób dojazdu całkiem sprawnym. Dodam jeszcze, że próbowałem dojazdu także rowerem. Także jest szybciej niż autem, także jest bliżej niż autem i w dodatku jest kompletnie za darmo. Jest jednak jeden problem. DO i z pracy mam sporo długich stromych górek, podjazdów. Przyjeżdżając do fabryki byłem mokry jak szczur. Wziąć prysznica nie za bardzo mam gdzie. Siedzieć tak i straszyć waniając cały dzień – średnio… więc rower odpadł niestety.

Podsumowując to wszystko padło na hulajnogę i hulajnoga się wtedy zepsuła na amen…

I tu wracam do początku. Pieniądze odłożone na LPG postanowiłem wydać na nową hulajnogę elektryczną.

Pozostało tylko wybrać jaką. Rozważałem 3 opcje. Dwie od marki Kugoo, i jedną Joyor.

Po krótce tylko o każdej z nich:

Kugoo M4 pro

fot. materiały prasowe

moc silnika 500W, bateria 16 Ah, zasięg (deklarowany) 70km , prędkość (deklarowana) ok 45 km/h, cena ok 2500 zł

Kugoo G2 pro

fot. materiały prasowe

moc silnika 800W, bateria 13 AH, zasięg (deklarowany) 50 km, prędkość (deklarowana) ok 50 km/h, cena ok 3200 zł

Joyor Y6-S

fot. materiały prasowe (nie znalazłem zdjęcia z ładną panną… 🙂 )

moc silnika 500W, bateria 18Ah, zasięg (deklarowany) 75 km, prędkość (deklarowana) ok 50 km/h, cena ok 2900 zł

Z tych trzech sprzętów wybierałem. Jako pierwszy odpadł Kugoo G2 Pro, choć najbardziej mi się „wizualnie” podobał i miał najmocniejszy silnik. Przede wszystkim ta hulajnoga jest najdroższa i stwierdziłem że jednak za droga. Po drugie ma najsłabszą, najmniej pojemną baterię, a co za tym idzie ograniczony zasięg. W deklarowane przez producentów zasięgi oczywiście nie wierzę, życie mnie nauczyło, że trzeba to dzielić przez 2 co najmniej.

Druga odpadła Kugoo M4 Pro. Jest to niemal bliźniaczy pojazd do Joyor Y6-S, kosztuje też znacząco mniej, jednak widziałem ją na żywo, naoglądałem się filmów i przeczytałem całą masę opinii i odpuściłem. Nie będę już tu przytaczał tych wszystkich jej niedostatków, jest tego pełno w internecie, ale najważniejszy jest taki że jest marnie, bardzo marnie wykonana i wymaga na dzień dobry sporej ilości napraw i wymian… w nowym sprzęcie…

I tak dochodzimy do tego co kupiłem koniec końców. Kupiłem hulajduszę Joyor Y6-S.

Tą o to tu:

Sprzęcior jest mega fajnie wykonany, realnie ma ok 40 km zasięgu, prędkość maksymalna z jaką osobiście jechałem to 53 km/h.

Jak dla mnie jest świetnie. Czas pokaże jak będzie z awaryjnością tego pojazdu. Na dzień dzisiejszy jestem bardzo zadowolony z zakupu.

Zachęcam do obejrzenia filmu z pierwszych wrażeń po zakupie:

oraz o technikaliach tego pojazdu:

Jeśli znajdujesz wpis ciekawym i/lub pomocnym, nie pogniewam się jeśli postawisz mi filiżankę czarnej mocnej kawy: https://buycoffee.to/vadimontour lub http://www.ko-fi.com/vadimpacajev

Czuwaj!

Artykuł powstał we współpracy z moim prywatnym kontem bankowym, z którego środki zostały przekazane na zakup wyżej opisanego sprzętu.



2 komentarze

  1. Adam

    Vadim, życzę Ci by służyła Ci w niezawodny sposób przez lata. Chętnie poczytam jak się sprawuje. Też się rozglądam za hulajnogą. Inny wariant to dodanie do roweru mechanizmu elektrycznego, ale to, w stosunku do hulajnogi, daje mniejszą mobilność w transporcie autem. Pozdrawiam

    Odpowiedz
    • vadim

      Dziękuję! Szczerze rower elektryczny jeśli chodzi o możliwości transportowe i komfort jest zdecydowanie lepszy. Niestety jak mówisz – jest zdecydowanie mniej mobilny oraz zajmuje dużo, dużo więcej miejsca. Chciałbym mieć rowerek elektryczny, niestety nie mam gdzie trzymać, nie mam gdzie ładować. Choć kto wie, może kiedyś zdecyduję się na przeróbkę mojego „zwykłego” roweru na elektryczny. Myślę nad tym od czasu do czasu. Pożyjemy, zobaczymy. Zapraszam na mojego jutjuba, wrzucam tam troszkę częściej aktualizacje odnośnie tej hulajnogi. W niedzielę będzie nowy film. Pozdrawiam!

      Odpowiedz

Leave a Reply to vadim Cancel reply