Rowerem po Szwecji i Bornholmie – relacja
Tak jak już pisałem wróciłem z krótkiego urlopu, spędzonego głowie na rowerze i statkach wszelakich.
Dzień „0”
Start de facto nastąpił w Gdańsku skąd pojechałem samochodem do Świnoujścia. Wcześniej kupiłem bilet na prom linii Unity Line ze Świnoujścia do Ystad. Oferta Unity Line była bardzo ciekawa, jednak odbiegała niestety nieco od tego co obiecywała przedstawicielka działu PR firmy Unity Line. Jak miała wyglądać oferta pisałem dokładnie tutaj. W skrócie – w cenie jest przejazd promem na linii Świnoujście – Ystad – Świnoujście, bilet na prom BornhomenFaergen na trasie Ystad – Rønne – Ystad, przewóz rowerów na tych trasach, oraz miejsce w kajucie 2 osobowej. I wszystko to było w cenie. Był jednak mały zgrzyt który bardzo mi się nie spodobał – chciałem dopłacić do jednoosobowej kajuty, tudzież zapłacić za drugie miejsce, tak aby nie dokoptowywano mi nikogo obcego. Nie lubię, nie czuję się komfortowo, nie chcę podróżować i spać w nocy w jednej małej kajucie z obcym człowiekiem – kierowcą tira który myje się raz w tygodniu i to bez użycia wody, czy nawalonym robotnikiem budowlanym wracającym „kurwa z zajebistej roboty w Norwegii” (takich właśnie miałem delikwentów podczas podróży w obie strony). Tak więc chciałem dopłacić – jednak Pani z działu PR zapewniała mnie kilkukrotnie, że nie ma takiej potrzeby ponieważ obsługa, kasjerki, bileterki czy jak nazwać Panie na check-in starają się nie przydzielać do kajut obcych osób jeśli ktoś płynie sam… Słabo się starały… przydzieliły…
Kolejnym mały zgrzytem, są podane przez przewoźnika godziny odpłynięć promów z Rønne do Ystad. W „moim” terminie powrotu do wyboru miałem dwie godziny odpłynięcia – poranną i późno popołudniową. Jak się okazało superszybki prom do Ystad pływa co dwie godziny przez cały dzień. Nie wiem dlaczego nie można było wybrać innej godziny. Na szczęście poszedłem na terminal promowy w Rønne i w kasie bez najmniejszego problemu przebookowałem sobie bilet na inną bardziej mi pasującą godzinę.
Tak więc Unity Line ma u mnie wielki minus i następnym razem popłynę konkurencją i podróżując samotnie wam także odradzam Unity Line.
Dzień 1
Ystad – Smygehuk – Trelleborg – Øresund – Malmö
W Ystad byłem krótko po szóstej rano. Pokręciłem się trochę po budzącym się do życia w ślimaczym tempie miasteczku i ruszyłem na zachód. Na dzień dobry trochę się pogubiłem, ale miła uprawiająca poranny jogging Szwedka pokazała mi drogę którą dojechać miałem do kolejnego etapu – Smygehuk.
Smygehuk to najdalej na południe wysunięty punkt Szwecji i całego Półwyspu Skandynawskiego. Dojechałem tam bez przeszkód świetną drogą rowerową wzdłuż wybrzeża i drogi nr 9. O Smygehuk będzie osobny wpis.
Dalej wzdłuż drogi nr 9 dotarłem do Trelleborga. Zwiedzania tego 30 tysięcznego (więc całkiem sporego jak na Szwecję) miasteczka nie planowałem z braku czasu, jednak znowu się zgubiłem i zwiedziłem Trelleborg przymusowo 🙂 Szukałem drogi na Malmö, jednak drogi rowerowe w Szwecji (w porównaniu z Bornholmem) opisane są słabo. Często brakuje w ogóle drogowskazów, a jak już są to opisują raczej dzielnice czy punkty orientacyjne które może dużo mówią miejscowym, niestety turystom już niekoniecznie. Nie miałem też żadnej dobrej mapy tych okolic, jedynie wydruki z google maps – co okazało się błedem. Mapy Googla to nie są dobre mapy. Nic nie zastąpi tradycyjnej dobrej, mapy w skali 1:10000 czy choćby 1:20000. Następnym razem muszę koniecznie taką kupić przed wyjazdem.
Kiedy już wyjechałem z Trelleborga pocisnąłem dalej na zachód do Malmö. Przed samym miastem odbiłem w kierunku mostu Øresund łączącego Szwecję z Danią (o nim także napiszę osobno).
Z pod mostu jest już tylko nie całe dwa kilometry do kampingu First Camp Malmö – chyba najdroższego na świecie. Za noc z namiotem zapłaciłem 240 SEK (ok 120 złotych !) nie licząc ciepłej wody pod prysznicem płatnej osobno. Mogłem oczywiście spać gdzieś na dziko, co w Szwecji jest dozwolone, jednak po długiej podróży rowerem w upalny dzień chciałem mieć nocleg z prysznicem…
przejechany dystans – ok 120 km, łączny czas ok 8 godzin
Dzień 2
Malmö – Ystad – Ales Stenar
Drugi dzień przywitał mnie potężnymi burzami – jedna za drugą z ulewnym deszczem. Pakowałem się więc w strugach deszczu. Nie mogłem niestety dłużej czekać i ruszyłem ok 10-ej w drogę powrotną na wschód. W gąszczu dróg rowerowych w Malmö ogarnąć mogą się tylko miejscowi, więc zmuszony byłem wyciągnąć nawigację od googla i z nią jak po sznurku obrałem azymut n drogę nr 101 którą chciałem dotrzeć do Ystad. Postanowiłem jechać inną trasą niż poprzedniego dnia aby zobaczyć i zwiedzić coś więcej. Pojechałem przez Västra Ingelstad, Alstad, Anderslöv i Skivarp do drogi nr 9. To był błąd… – prawie 100 km przez pola i pod górę… Mam wrażenie, że do skrzyżowania z drogą nr 9 na kilka km przed Ystad cały czas się wspinałem… Na szcęście po jakichś dwóch godzinach przestało padać i wyszło słońce, jednak tej drogi nie polecam.
Po dojechaniu do Ystad pojechałem dalej na wschód do miejscowości Kåseberga w której znajduje się tajemnicze miejsce zwane Ales Stenar. Ales Stenar, nazywane też szwedzkim Stonehenge, to położone na szczycie klifu nad samym morzem skały ustawione w kształcie łodzi.
Dokładna historia ich powstania nie jest znana, nie do końca wiadomo kto, po co, ani kiedy je tam umieścił. W każdym razie miejsce magiczne i także opisze je później osobno.
Nocleg nieopodal na prowizorycznym polu kempingowym na terenie szkolnego boiska.
przejechany dystans – ok 130 km
Dzień 3
Ales Stenar – Ystad – Bornholm (Rønne)
Rano po śniadaniu i przed śniadaniem i w sumie także w trakcie jeszcze 3 razy wdrapałem się na wzniesienie na którym jest Ales Stenar :).
Następnie trzeba było ruszać w drogę powrotną do Ystad skąd popłynąłem promem BornholmenFaergen na Bornholm do Rønne. Prom jest niesamowity, ogromny, wręcz gigantyczny i podobno jest najszybszym promem na świecie.
Osiąga on prędkość 40 węzłów i pokonuje trasę Ystad Bornholm w godzinę i 20 minut. Na pokonanie podobnej (chyba nawet nieco krótszej) trasy balia KŻB z Kołobrzegu potrzebuje 4,5 godziny…
Po dopłynięciu na miejsce pojechałem prosto na kemping Nordskoven na wylocie z Rønne w kierunku na Hasle. Kamping już opisywałem na blogu tutaj i tutaj. Na kempingu zmienił się właściciel, teraz zarządza nim bardzo miły człowiek który rok temu zarządzał kampingiem Sletten w Gudhjem. Wyszło to na plus. Ceny spadły – za noc zapłaciłem 75 koron, wyremontowano też część węzła sanitarnego. Miejsce niezmiennie polecam, zawsze było tam dobrze, teraz jest tylko lepiej. Do tego na pięknej piaszczystej plaży położonej 50 metrów od kempingu była w tym roku całodniowa obsada ratownicza.
Dzień przeznaczony był na regenerację, więc rowerem pojeździłem tylko trochę, bardzo spokojnie po okolicy.
przejechany dystans – ok 30 km (20 Szwecja + 10 Bornholm)
Dzień 4
Rønne – Nykier – Olsker – Hammersø – Sandvig
Po zwinięciu obozu pojechałem najpierw do Nyker aby obejrzeć kościół rotundowy (jeden z czterech na Bornholmie) – Ny Kirke. Udało się tym razem wejść do środka. Będzie oczywiście osobna relacja 🙂 Potem obrałem azymut na Hammersø. Hammersø, to położone w pobliżu zamku Hammershus (pisałem o nim tutaj) sztuczne jezioro powstałe w wyniku zalania wielkiego kamieniołomu.
I o nim napisze osobno, bo miejsce to na prawdę warto a nawet trzeba zobaczyć. Widoki są oszałamiające zwłaszcza po wspięciu się na szczyt skał otaczających jezioro. Po drodze w Olsker odwiedziłem drugi z kościołów rotundowych – tu także udało się wejść do środka a nawet na górny poziom. Pokręciłem się jeszcze po okolicy i rozbiłem namiot na opisywanym już na blogu kempingu w Sandvig.
przejechany dystans – ok 35 km
Dzień 5
Sandvig – Gudhjem – Christiansø
Wstałem wcześnie, więc postanowiłem popłynąć na wyspę Christiansø. Statek na Christiansø odpływał o 10.00 z Gudhjem, do przejechania miałem tylko ok 20 km. Zdążyłem na tzw. styk. Później okazało się, że lepiej by było abym nie zdążył…
Bałtyk postanowił trochę poszaleć. W kierunku Ertholmene nie było jeszcze tak źle, choć połowa pasażerów miała chorobę morską a obsługa statku nie nadążała donosić torebek na wymiociny. Bujało fajnie, bujało góra – dół, lubię takie klimaty 🙂
O 14.30 droga powrotna na Bornholm, Wtedy było już troszkę strasznie. Jak się okazało po powrocie sztorm miał od 10 do 12 w s skali Beaufort’a. Bujało w dodatku na boki i to tak gwałtownie, że chwilami miałem wrażenie że się położymy na bok. Byłem na górnym pokładzie, na wysokości jakichś 5 metrów nad poziomem morza a w przechyłach mogłem niemal dotknąć wody…
Kobiety piszczały, bachory darły mordy i ryczały – było nieźle 🙂 Stateczek jest niewielki więc wrażenia były na prawdę mocne.
Okazało się że pomimo kilku prób nie udało się wejść do portu w Gudhjem, więc załoga postanowiła płynąc dalej do Tejn, tam było ciut spokojniej i stateczek dał radę zacumować w porcie. I tu pochwała dla duńskiej organizacji – rejs trwał jakieś 40 minut dłużej niż powinien, w dodatku wpłynęliśmy do portu oddalonego ok 15 km od miejsca pozostawienia rowerów i samochodów. Nie zdążyliśmy jeszcze zacumować, a już stały podstawione dwa autobusy, trzeci właśnie dojeżdżał. Szybka przesiadka, i po 15 minutach byliśmy na miejscu w Gudhjem. Świetnie zorganizowane – bez czekania, bez problemów.
Dzień zakończyłem na kempingu Sletten kawałek za Gudhjem (opis tutaj)
przejechany dystans – ok 25 km
Dzień 6
Gudhjem – Østerlars – Akirkeby – Nylars – Rønne
Po wymeldowaniu z kempingu pojechałem do trzeciego z XII wiecznych kościołów rotundowych w Østerlars. To największa bornholmska rotunda i tu także można było tym razem wejść do środka i na wyższe kondygnacje – i tak też będzie osobny opis 🙂 .
Potem obrałem kierunek na miasteczko w którym jeszcze do tej pory nigdy nie byłem czyli Akirkeby. Po drodze zajechałem do zagrody polskich żubrów sprowadzonych na Bornholm kilka lat temu. Niestety mimo poszukiwać nie udało mi się ich dojrzeć… może następnym razem. Pokręciłem się po sennym Akirkeby i widząc nadciągającą burzę popedałowałem w kierunku Rønne.
Po drodze wstąpiłem do ostatniego, czwartego kościoła rotundowego w Nylars. I ten także był otwarty ! Genialnie, ponieważ po raz pierwszy „zaliczyłem” wszystkie cztery i po raz pierwszy udało mi się do nich wejść.
Odwiedzając jeszcze kilka ciekawych miejsc wjechałem na kemping w Rønne (ten sam z którego wyruzyłem kilka dni wcześniej) wraz z rozpoczynającym się ulewnym deszczem i silną burzą.
przejechany dystans – ok 45 km
Dzień 7
Bornholm – Ystad – Świnoujście
Tu nie ma o czym pisać. Wstałem późno, pojechałem do miasteczka na ostatnie zakupy typu upominek dla żony 😉 , pokręciłem się jeszcze po Rønne i późnym popołudniem popłynąłem do Ystad.
W Ystad też jeszcze troszkę pojeździłem po okolicy, głownie wzdłuż pasa nadmorskiego po świetnych drogach rowerowych i o 22.30 wyruszyliśmy promem Polonia do Świnoujścia.
przejechany dystans – ok 15 km
Łączny przejechany rowerem dystans to ok 400 km +/- 10 km
W kolejnych wpisach opiszę dokładniej kilka ciekawych miejsc zarówno w Szwecji jak i na Bornholmie.
I tak skończyła się tegoroczna przygoda ze Skandynawią. Kolejna już za rok…
Widzę polepszenie zdjęć w porównaniu do wwcxesniejszych które dodawales. Te są juz bardziej przemyślane, proste.
A wyprawa super.
Sam byłem parę tygodni temu na Bornholmie i wspominam wyspę bardzo przyjemnie. Niestety to była wyprawa autokarem wiec widzieliśmy tylko to co kierowca i przewodnik chcieli nam pokazać.
Część
Cc
Autobusem po Bornholmie to tylko lizanie przez szybę 🙂 ale jest i plus bo nabiera się przeważnie ochoty na powrót i na więcej 🙂
Dziękuje za komentarz!
Pozdrawiam
Bornholm jest bardzo krajobrazowy, muszę się kiedyś tam wybrać i opisać swoje przeżycia 🙂
Musze się wybrać w najbiższym czasie na Bornholm:) Super zdjęcia!