stołówka #1 – gotowanie na rowerowym szlaku
Okrasa czy inny Gordon Ramsay ze mnie żaden i gotować nie potrafię.
Co więcej jem w sumie byle co i byle gdzie , ważne żeby było smaczne i świeże.
Najczęściej na wszelakich wyjazdach korzystam z barów mlecznych, pizzeri lub w miejscach w których mam obawy o swój żołądek i nie chcę spędzić urlopu w kibelku jadam w sieciówkach/śmieciówkach typu macdonald czy inne kejefsi.
Podróżując rowerem ,na postoju czy na biwaku najczęściej jem badziewie typu chińskie zupki, gorące kubki i inne glutaminiany. Ani to smaczne ani zdrowe ale ma małą objętość i wytrzymuje dowolne temperatury więc się nie zepsuje. Ponadto jest łatwe i szybkie w przygotowaniu.
Wystarczy dowolna kuchenka, kubek, woda i łyżka.
Zagryzam to wszystko jakąś suchą kiełbasą (bardzo suche kabanosy) i chlebem typu styropian (wasa czy inne) i tyle. Obiadek jak ta lala 😉
Do gotowania używam kuchenki typu hipermarket , kupionej na wyprzedaży w auchan za ok 20 zł. Zasilana jest małym kartuszem gazowym w cenie ok 5 zł. Taki kartusz starcza mi na 5-6 kilkudniowych wyjazdów czyli praktycznie na cały rok.
Kuchenka jest bardzo fajna i wydajna ,a le ma jedną wadę kiedy jest wiatr trzeba ją czymś osłonić, bo będzie się gotować, gotować i gotować, aż zejdziemy z głodu.
Wodę grzeję w kubku stalowym kupionym w selgrosie za 2 zł 80 gr. , spisuje się znakomicie.
Sztućce to stary polski wojskowy niezbędnik – uwielbiam go, używałem takiego 16 lat temu będąc w wojsku i mam 2 takie do dzisiaj. Składa się z łyżki, widelca, i nożo – otwieracza do puszek i butelek. Moim otwieram konserwy od 10 lat i nigdy nie musiałem go ostrzyć.
Zabieram też ze sobą herbatę expresową (bez niej nie potrafię żyć i muszę wypić co najmniej 2-3 dziennie) i jakieś kawy typu 2 czy 3 w jednym .
I tak oto wygląda moja „kuchnia” polowa ala vadim pacajev.
http://innpoland.pl/114989,kuchenny-niezbednik-polakow-najbardziej-pozadanym–gadzetem-przez-zolnierzy-nato