Sakwy rowerowe Kellys Hook – krótka recenzja
Wczesną wiosną, a właściwie jeszcze zimową porą kupiłem sakwy rowerowe Kellys Hook.
Pisałem o tym już tutaj i tutaj. Wyprawa do szwedzkiej Karlskrony była pierwszą okazją do gruntownego przetestowania tych sakw w warunkach „polowych” czyli podczas wyprawy rowerowej.
Sakwy okazały się dosyć pojemne, udało zapakować się do nich wszystko co potrzebne dla 2 osób na krótką wycieczkę – czyli ubrania, narzędzia i niezbędne części zamienne jak dętki linki itp, przybory toaletowe, ręczniki i trochę prowiantu.
Z największych mankamentów jakie zauważyłem to dosyć słabe i niepewne mocowanie do bagażnika rowerowego – metalowe haki będę musiał mocniej dogiąć, ponieważ miały tendencję do „wyhaczania” się gdy np uderzyłem przypadkiem piętą w sakwę.
Ponadto kiedy na koniec wyprawy dopadał nas konkretna ulewa górna i boczna komora sakwy niestety przemokły.
Ale największą niemiłą niespodzianką było to , że szwy na „kominie” sakwy puściły na całej długości . Tak dziadowsko uszyta sakwa za 200 złotych to gruba przesada.
Przenoszenie sakw, montaż i demontaż jest bardzo łatwy, pomagają w tym rączki przy każdej z nich.
Podsumowując – mam mieszane uczucia , z jednej strony sakwy są wygodne i pojemne, ale z drugiej jakość wykonania jest słaba i po jednym użyciu będą wymagały naprawy.
Ja z Kellys Hook nie miałem do czynienia, ale miałem inne nazwijmy to „mało znanej” firmy i też jakość nie powalała.