Tanie prymitywne i bezpłatne pola namiotowe na Bornholmie

Miał być już koniec wpisów o Bornholmie, ale przejrzałem zapisane szkice i znalazłem jeszcze dwa o polach namiotowych. Dzisiaj pierwszy z nich.
Na Bornholmie jak i w całej Danii obowiązuje całkowity zakaz biwakowania „na dziko”. Kary za to są bardzo wysokie.
Na wyspie, oprócz normalnych, cywilizowanych i doskonale wyposażonych kempingów / pól namiotowych utworzono co najmniej pięć tzw „Prymitiv teltsplads” czyli prymitywne pola namiotowe.
Korzystają z nich ochoczo Polacy, ponieważ są tanie, a Polak pieniędzy wydawać nie lubi.
Koszt noclegu na takim tanim polu to ok 15 – 20 DKK za noc. Nie oferują one nic poza miejscem do rozbicia namiotu, sławojką czy Toi-Toi-em. Pola należą do rolników, najczęściej zorganizowane są na polach uprawnych z dala od gospodarstw. Rolnicy udostępniają dostęp do wody, czasami do prysznica w swoim domu (oczywiście za dodatkową opłatą).
Pola te oznaczone są na drogowskazach przy drogach rowerowych jako „Lejrplads” oraz piktogramem namiotu.
Lokalizacja pół na mapie (nie ma na niej wszystkich):

Jedno z tych pól, nie umieszczonych na powyższej mapie, mija się jadąc dookoła wyspy trasą Cykelvej 10 zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Trafić tam można bez problemu. Jadąc z Helligpeder, kawałeczek za morderczym podjazdem który zapamiętuje na zawsze każdy kto tamtędy jechał, a kto nie jechał pozna go od razu, gwarantuję :-), odbijamy troszkę w lewo na malowniczą drogę pomiędzy drzewami (cały czas trasa nr 10).



Pole jest po prawej stronie drogi w nieco zapuszczonym gospodarstwie. Nie byłem tam, nie wiem jak wygląda dokładnie więc zdjęć nie zamieszczam. Mam tylko jedno zrobione z drogi:

Na wyspie są także podobno dwa całkowicie darmowe pola namiotowe. Piszę podobno bo ja jak na razie znalazłem tylko jedno z nich.

Znajduje się ono pomiędzy Jons Kapel a zamkiem Hammershus. Położone jest bezpośrednio przy trasie rowerowej nr 10. Dojazd oznaczony jest znakiem – drogowskazem „Primitiv overnatning”.
Tak wygląda to pole:


Nie zauważyłem na nim ani dostępu do wody ani nawet „kibelka”, ale może jest gdzieś w lesie, nie wiem, byłem tam tylko chwilę.
Przy podróży rowerowej największym problemem dla mnie jest brak dostępu do wody pitnej i kiebelka . Bez prysznica można się obyć, ale bez wody już nie. Na rower też wielkich zapasów nie da się zabrać, więc te miejsca musiałem zawsze omijać i nocować na tych bardziej „cywilizowanych”.