[To nie jest reklama]

Tak jak obiecałem w październiku 2020, krótka aktualizacja w sprawie opon wielosezonowych.

Jak pamiętacie kupiłem do swojego busa Opel Movano, chińskie opony wielosezonowe Imperial All Season Van Driver , w rozmiarze 225/65 R16 C, o nośności 112/110 T, czyli takie jak przewidział producent do mojego Movano.

Przejechałem na nich do tej pory niewiele, bo nieco ponad 6 tysięcy km. Jeździłem całą jesień i obecną śnieżną i mroźną zimę.

Tak więc, takie skrótowe podsumowanie, po tym okresie.

Jesień: na suchym i na mokrym opona zachowuje się doskonale. Oponki są zaskakująco ciche, bardzo fajnie odprowadzają wodę, nie zdarzył się ani razu jakiś uślizg, czy to podczas hamowania, czy w ostrym zakręcie z dużym wychyłem.

Przypominam że ważę ok 3200 kg, więc jest co wozić i siły odśrodkowe też są spore, jednak ani razu nie zdarzyła się jakakolwiek niebezpieczna sytuacja. Nie zauważyłem także żadnego nadmiernego, czy ponad normatywnego zużycia się bieżnika tych opon. Jeździ się tak jak już wspominałem zaraz po założeniu zauważalnie „miękciej” niż na letnich Barumach które miałem poprzednio. Zadano mi na jutjubach pytanie czy w związku z tym miękkciejszym (nie potrafię znaleźć lepszego słowa) bardziej „buja” budą na boki czy też auto „podskakuje”. Nie nic takiego się nie dzieje, auto jedzie jak po sznurku.

Zima: Tu totalne zaskoczenie, in plus oczywiście. Opony czy to na lodzie, czy na mokrym śniegu, czy też w błocie pośniegowym idą jak dzik.

Nie miałem do tej pory żadnych problemów z podjazdem pod wzniesienia, z wyjechaniem z zasypanych miejsc parkingowych, czy jazdą po nieubitym śniegu na leśnej drodze.

Auto sunie jak po szynach, zero niestabilności, zarzucania dupą, czegokolwiek.

 

Wady: w sumie to nie znajduję, może poza jednym faktem – dwa razy się zakopałem. Na ile to wina opon? nie wiem, ale trochę na pewno. Opony są wg mnie bardzo „agresywne” . Jakby to głupio nie brzmiało, żrą bardzo mocno niestabilne podłoże.

Pierwszy raz miał miejsce w listopadzie. Stanąłem na górce na nocleg, teren był trawiasty ale twardy. W nocy przyszła zlewa, taka konkretna, małe oberwanie wszystkich okolicznych chmur 🙂  i rozmoczyła wszystko.

 

Rano nie dałem rady już wyjechać. Opony zamieliły kilka razy i momentalnie wybrały glebę pod sobą, do tego stopnia że zwisłem na misce i wahaczach. Pod spodem była glina, nie dałem rady nic zdziałać łopatą, musiałem wzywać odsiecz.

Drugi , kilka dni temu. Chciałem zanocować nad brzegiem Bałtyku, pojechałem na dobrze znaną mi miejscówkę, przed wjechaniem w nią sprawdziłem teren, wydawał się twardy. Było minus 10 stopni, więc można się spodziewać, że gleba będzie ścięta. Całość przykryta była sporą warstwą śniegu. Podobna sytuacja – lekki uślizg, kola zaczęły mielić.

 

Nauczony poprzedniego razu wyszedłem sprawdzić jak wygląda sytuacja pod kołem, dalej wydawało się twardo, i wyglądało tylko na uślizg na śniegu. Kolejne kilka prób ruszenia i znowu opona wgryzła się w podłoże do tego stopnia, że identycznie jak uprzednio zawisłem na wahaczach i na misce olejowej… Pod śniegiem , był kopny, luźny, całkowicie nie zmrożony pomimo 3 tygodni mrozów piasek…

Próbowałem się odkopać przez ponad 1,5 godziny, jednak poległem. Znowu musiałem prosić o pomoc i znowu pomogli mi niezawodni członkowie grupy facebookowej offroad Trójmiasto 4×4, której jestem członkiem od wielu lat, kiedy to jeszcze miałem film na taplanie się w błocie i którym jeszcze raz serdecznie dziękuję – zawsze można na Was liczyć!

Reasumując (ale mądre słowo u Vadima), czy to wina opon, czy marnych umiejętności kierownika, czy też konstrukcji samego busa, który dźwiga sporą masę przed przednią osią – nie wiem. Pewnie wszystkiego po trochu, jednak T4-ką wjeżdżałem w wiele gorszych miejsc i zakopałem się jeden jedyny raz, kiedy na plaży w kopnym piachu, wyciągałem drugą T4-kę , która miała jeszcze podczepioną przyczepę z ciężką łodzią, która to przyczepa i łódź stała jeszcze w Wiśle (taka rzeka)…

T4-ka miała też chińczyki na kołach, tyle że typowe letnie.

Tak więc wracając do samych opon – uważam je za świetny zakup, zwłaszcza jak przyłożyć do tego cenę jaką sobie krzyczą sprzedawcy za te oponki. Za komplet dałem 1088 złotych polskich, czyli 272 zł za sztukę.

Zdaję sobie sprawę, że nie są idealne, że tzw. „firmowe” opony pewnie mają lepsze parametry, pewnie może odrobinę lepiej by sobie poradziły śniegu, czy na lodzie , będą też zapewne trwalsze. Niemniej, jak dla mnie i na moje potrzeby są REWELACYJNE.

Na koniec już tradycyjnie etiuda słowno-muzyczna:

Czuwaj!

Artykuł powstał we współpracy z moim prywatnym kontem bankowym, z którego środki zostały przekazane na zakup wyżej opisanych opon.

 



 

 

Komentarze