Gdańsk – Wdzydze Kiszewskie – Gdańsk – 150 km na zakończenie sezonu
W sobotni poranek wybrałem się w ostatnią w tym sezonie dwu dniową wyprawę rowerem. Tym razem kierunek obrałem na Kaszuby. Cel – Wdzydze Kiszewskie.


Aby uniknąć dużego ruchu samochodowego na krajowej „20-tce” pojechałem drogą 221, co jak się później okazało niewiele zmieniło.

Z Karczemek pojechałem najpierw przez Kiełpino Górne do Otomina, dalej Sulmin i przez las do Kolbud. Z Kolbud ową drogą wojewódzką 221 w kierunku Kościerzyny, przez Przywidz, Trzepowo i Nową Karczmę. Cała trasa oprócz kilku krótkich odcinków w Kolbudach , Przywidzu i Nowej Karczmie gdzie są kawałki drogi rowerowej wiedzie po drodze 221.



Ruch niestety jest ogromny, wszechobecnie panuje tutaj syndrom GKA (pisałem o tym tutaj). Ogólnie każdy chce cię zabić. Trasa jest dosyć trudna cała masa stromych podjazdów , brak poboczy i chodników. Na szczęście pogoda piękna słonecznie ciepło więc jechało się bardzo dobrze.



Po drodze zajechałem jeszcze do Muzeum Hymnu Narodowego w Będominie (będzie o nim osobny wpis) oraz tuż za Nową Karczmą w miejscowości Zielona Wieś do pięknego miejsca jakim jest „Uroczysko Kaszubskie” – o tym także jest osobny wpis, bo warto to miejsce odwiedzić.


Za Nową Karczmę w miejscowości Zielenin odbiłem na Wielki Klincz, dalej przez Wielki Podleś do miejscowości Sarnowy. Potem objeżdżając jezioro Zagnanie, w lewo w drogę wojewódzką 214. Po kilku kilometrach za miejscowością Stawiska w prawo do Nowej Kiszewy i dalej do Olpucha. Za Olpuchem przy przystanku kolejowym w prawo i już prosto do Wdzydz przez Gołuń. Od drogi 214 trasa już dużo spokojniejsza, ruch dużo mniejszy. Podjazdy nadal jednak spore i długie.

We Wdzydzach kierując się na Hotel Niedźwiadek dojechałem prosto do pola namiotowego / kempingu Leśna Dolina który położony jest tuż za hotelem. O polu także będzie osobny wpis bo jest o czym pisać… Byłem tam prawie równo 20 lat temu i nic się nie zmieniło…


Na polu namiotowym nocleg i wcześnie rano w niedzielę powrót tą samą trasą.

Pogoda także dopisała, choć przez większą część trasy miałem wiatr prost w pysk. Na szczęście trasa powrotna nie licząc masakrycznego podjazdu na wylocie z Przywidza i kilku długich ale nie tak stromych w okolicach Trzepowa, to więcej zjazdów niż podjazdów więc jedzie się szybciej.



Wszystkiego wyszło troszkę ponad 150 km. Bardzo udane zakończenie sezonu rowerowo – biwakowego.
3 komentarze