vodka z limonem czyli elektriczką z Baltijska do Kaliningradu
Do Baltijska pojechałem lokalnym pociągiem podmiejskim tzw. elektriczką. Elektriczka to coś w rodzaju naszej SKM-ki, z tym , że czystej i punktualnej…
Elektriczki do Baltijska w okresie letnim odchodzą co ok. godzinę z Jużnego Wakzała czyli dworca południowego w Kaliningradzie. Perony i kasy elektriczek są po lewej stronie głównego budynku dworca.
Koszt biletu w obie strony to jeśli dobrze pamiętam 110 rubli (ok 11 złotych) . Pociąg jedzie do Baltijska ok godziny, zatrzymując się co chwila na różnych dziwnych stacjach, często po środku niczego, a peron oznaczony jest tylko nie do końca zrozumiałą przeze mnie kombinacją liczb i liter. W każdym razie w stronę do Baltijska było raczej sennie i spokojnie (wyjazd 6 rano).
Pociąg był dosyć zapchany z racji , że cały Obwód podążał na Święto Floty Bałtyckiej , ale miejsc siedzących starczyło dla wszystkich. Co ciekawe, kiedy do kas utworzyła się ogromna kolejka na kilkaset osób , nagle pojawiło się 5 czy 6 pań w kolejowych mundurach z przenośnymi kasami – terminalami i w kilka minut rozładowały kolejkę.
Wesoło zrobiło się w drodze powrotnej. Już na peronie nie było miejsca , a kiedy pociąg sennie wtoczył się na stację wszyscy szturmem ruszyli aby wsiadać. Udało mi się w ostatnim momencie upchnąć do środka.
Ścisk był okropny do tego po ponad godzinnej burzy z ulewą wyszło piekące słońce i temperatura wzrosła do jakichś 30 stopni celsjusza na zewnątrz, a w blaszanym wagonie było pewnie koło 50 i do tego okropna wilgotność powietrza.
Nie przeszkodziło to jednak imprezowym Rosjanom, z okazji „wychodnego” zrobić wspólną imprezę w wagonie. Śpiewano więc Kalinkę, hymn Rosji, jakąś piosenkę na cześć „desantczików” i inne mniej znane mi utwory wojskowo-ludowe. Nie obyło się też oczywiście bez alkoholu.
Problem był taki, że wódka była po jednej stronie wagonu , a zapitka po drugiej. Było tłoczno więc przejść i usiąść razem się nie dało. Cały wagon , w tym i ja robiliśmy zatem za pośredników w przekazywaniu kubka z wódką, który wędrował do właściela zapitki zwanej „limonem”, tam uzupełniany owym limonem był wypijany, i wracał zapełniony porcją zapitki do właściciela wódki który dolewając wódki wypijał ją i sytuacja się powtarzała. Tak przez dobre pół godziny… Towarzyszyły temu 3 okrzyki: „vooooodka idziot” „na zdaroooowie” i „limonaaaaa dawaj” .
Towarzystwo w tym upale zrobiło się momentalnie i na jednym z przystanków w szczerym polu wypadli z pociągu. Nie podołali trudom podróży…
Potem dalej w ścisku , ale już znacznie spokojniej, podśpiewując od czasu do czasu dojechaliśmy do Kaliningradu.
Jeden komentarz